Rzym i jego religia. Rozdział IX

Total votes: 4275

T. Zieliński

Rozdział I | Rozdział II | Rozdział III | Rozdział IV | Rozdział V | Rozdział VI | Rozdział VII | Rozdział VIII | Rozdział IX | Rozdział X | Rozdział XI | Rozdział XII |

Α jednak religja staro-rzymska nie dała zagłuszyć się bez protestu. Wojna z Hannibalem, wprawdzie, była ciężką dla niej próbą; próbą, która wypadła niezbyt świetnie: nie u swoich bowiem rodzimych, ale u cudzych bogów znalazł Rzym pomoc i odsiecz w godzinę niedoli. Wszelako tryumf Olimpu greckiego nazbyt był jawny i zupełny, aby nie wywołać odporu; odpór nastąpił w stuleciu II i znalazł sobie dźwignię w osobie surowego patrjoty, Katona Starszego,

Za pobudkę do jego interwencji posłużyło jedno z najciekawszych zjawisk w dziejach religji świata starożytnego; możemy je nazwać krótko masonerją antyczną. Ponieważ termin ten, zapewne, wywoła wątpliwość, w czytelniku, przeto muszę go wyjaśnić; postaram się uczynić to w kilku słowach, nie wdając się w szczegóły ilustracyjne i—z konieczności—bez należytego twierdzeń swoich uzasadnienia.

Istniały w Grecji z dawnych czasów bractwa tajne, jednoczące się w „orgjastycznym" kulcie Djonizosa. Za założyciela ich uchodził Orfeusz; wtajemniczeni obowiązani byli przestrzegać pewnych krępujących prawideł, nagrodą było dla nich przeświadczenie o nieśmiertelności duszy. Ośrodkiem owych bractw — jeśli nie wszystkich, to wielu—potrafiły stać się Delfy; na tem, jak się zdaje, polegała jedna z przyczyn ich powodzenia. Świadcząc atoli opiekę „orgjom" Djonizosa, zażądały one pewnej ich reformy, głównie zaś udzielenia miejsca przystojnego Apollinowi. Najwpływowszyrn reformy tej inicjatorem był Pitagoras; od niego pochodziły tak zwane-misterja orfiko pitagorejskie, których polem działania naczelnem była Italja południowa. Delfy szukały stale oporu dla się w możnowładztwie tych miast, z któremi miały do czynienia; dzięki ich wpływowi bractwa orfiko-pitagorejskie zyskały znamiona wybitnie arystokratyczne. Rozkwit idej demokratycznych w wieku V spowodował obostrzenie stosunków między niemi a partjami ludowemi; antagonizm przechodził nieraz w otwartą krwawą wojnę. W jednem z takich starć wytępiona została rządząca loża masonerji italskiej, krotońska; ale i w innych miastach została ona zachwiana. W dalszym ciągu trzymała się ona mocno tylko w Tarencie:—w ciągu wieku III loża tarencka była naczelną przedstawicielką tradycyj orfiko-pitagorejskich. Rzecz zrozumiała, że, z uwagi na swój charakter arystokratyczny, ze szczególną spoglądała ona przychylnością ku arystokratycznemu Rzymowi. Dzięki stosunkom swoim z Delfami, a więc i z Sybillą, udało się jej zawrzeć z Rzymem pewnego rodzaju przymierze święte, którego wynikiem było przeniesienie do Rzymu tak zwanych igrzysk „tarenckich". Stało się to jeszcze w okresie pierwszej wojny punickiej; zdarzenia następne, o których mowa była w rozdziale poprzednim, przygotowały grunt jeszcze bardziej. I oto, w zaraniu wieku II bractwa osiągają w Rzymie rozpowszechnienie jak najszersze; liczba wtajemniczonych—zwłaszcza kobiet — rosła i rosła; Rzym oplatany został siecią stowarzyszeń tajnych, których charakter polityczny — a ten był ich charakterem stałym—poważnem stawał się niebezpieczeństwem dla władzy urzędowej. Powiedzieliśmy już że bractwa te jednoczył kult Dionizosa. Rzymianie znali tego boga pod innem jego imieniem — Bacchusa, poświęcone zaś jego kultowi stowarzyszenia zwały się bacchanalia.

My ze słowem „bachanalje" łączymy inne wyobrażenie,—to samo, które jęli z niem łączyć też niewtajemniczeni Rzymianie po strasznej burzy, jaka na owe stowarzyszenia tajne runęła w roku 186. Los stowarzyszeń tajnych—tem bardziej obcego pochodzenia—wszędy bywa jednakowy: kto sięgnąć nie może za tajemniczą zasłonę, uchylającą się tylko dla wtajemniczonych, temu roją się poza nią obrazy pełne zgorszenia i zgrozy, w których rozpusta płciowa zajmuje pierwsze miejsce. Nie zapominajmy, że i gminy chrześcjańskie nie uniknęły losu powszechnego; któż wie, gdyby chrześcjaństwo było, koniec końcem, nie wzięło góry, czyby nie stanęło przed oczami potomków w te samej postaci obmierzłej, w jakiej je maluje w apologji Minucjusza Felixa krasomówca pogański? Warto porównać jego opis z opisem bachanalij u Liwjusza (K.s. 39)—podobieństwo jest uderzające. Nie chcemy przez to powiedzieć, że bachanalje owe wolne były zupełnie od owego zdrożnego pierwiastka, jaki im Liwjusz przypisuie; uroczystości nocne, z oszałamiającą połączone muzyką, z tańcem odurzającym, tudzież z innemi obrzędy, mającemi wywoływać extazę i jasnowidzenie, święta takie oczywiście dawały powód do zgorszenia. Ale wiary dawać nie chcemy w to, aby uroczystości owe systematycznie zmierzały ku celom rozpustnym; nie dajemy wiary w ofiary składane z ludzi i w cały ów odrażający poza tem aparat, który przypisała im opowieść, dla tej samej przyczyny, dla jakiej i w masonach nie chcemy widzieć farmazonów z ludowo-klerykalnei baśni. Czem bachanalje były w rzeczywistości, to widać z miana oficjalnego, które im nadano —miana spisku (coniuratio); istotnie, chodziło o spisek, w którym uczestniczyły powyżej siedmiu tysięcy osób. Jakiego zaś rodzaju był ów spisek, to widać z mowy oskarżycielskiej konsula Postumjusza: „Z każdym dniem,— mówił on do zgromadzonego ludu (Liwjusz, 39 rozdział 11) wzrasta i rozprzestrzenia się zło; przekroczyło już ono granice interesów osób prywatnych; grozi ono niebezpieczeństwem istnieniu rzeczypospolitej. Jeśli nie przedsięweźmiecie środków, kwiryci, to obecne to nasze zgromadzanie prawne, w biały dzień zwołane przez konsula, znajdzie współzawodnika w zgromadzeniu nocnem. Teraz oni boją się was, ponieważ są oni rozproszeni, wy natomiast zebraliście się razem; ale skoro rozejdziecie się do domów i do wiosek, oni zaś zbiorą się i radzić poczną o swych korzyściach i o zgubie waszej, wówczas, zespoleni jednością, staną się dla was, zostających w rozproszeniu, wielkiem niebezpieczeństwem".

Mowa konsula stała się sygnałem do rozpętania strasznych represyj; powtórzyły się okropności dni krotońskich. Lecz wtenczas, w piątym wieku, bractwa tajne padły ofiarą wściekłości sfanatyzowanego tłumu: teraz władza naczelna ujęła w ręce sprawę odwetu. Z uwagi, zresztą, na wyniki, oba pogromy były godne siebie: ogólna liczba wszystkich śledztwa konsulskiego ofiar przeniosła ponad 3.000. Takież prześladowania, za pobudką władz rzymskich, rozpoczęły się też w pozostałej Italji; ich wynikiem było doszczętne niemal wytępienie bachanalij.

Bogi praojców zwyciężyły!

Nienapróżno wspomniana co tylko mowa konsula oskarżyciela, wiążąc się z formułą prastarej modlitwy, zaczynała się od słów: „Nigdy jeszcze, kwiryci, uroczyste to przed podjęciem mowy urzędowej wezwanie ku bogom nie było tak potrzebne — powiem więcej — tak niezbędne, jak dziś; powinno ono wam przypomnieć, że oni to właśnie są tymi bogami, których imiona przodkowie wasi ku czczeniu wam przekazali, nabożeństwom waszym i modłom za cel ukazując, nie zaś owi, którzy, umysłami ludzi z niecną obcokrajowego kultu pomocą zawładnąwszy, ku wszelakim popychają je nieprawościom i występkom". Kulty obcokrajowe zostały teraz ostatecznie napiętnowane; hasło: patrios ritus servanto — stało się wskaźnikiem rządu rzymskiego. Te patrii ritus, wedle podania, były ustanowione przez Numę Pompiljusza, króla-współbiesiadnika bogów; króla tego uważali Rzymianie za twórcę swej religji, tej religji, która, z nieznaeznemi wyjątkami, zachowała się do owych czasów i którą zachowywać należało i nadal. Przekonanie to stało się zasady kierowniczą senatu rzymskiego aż do samego końca republiki; Cycero nawet, tak zapalony wielbiciel Grecji oraz kultury greckiej, daje idealnemu swemu państwu (w księdze De legibus) konstytucję sakralną, zgodną bez mała co do joty z „ustawami Numy (II § 23).

Tak, dostać się do rzekomego kręgu Numy było odtąd rzeczą niełatwą; lecz szermierze kultów greckich mogli przedsięwziąć próbę nawrócenia samego Numy na swoją wiarę. Próbę tę podjęto w roku 18 a więc w pięć lat niespełna po rozpoczęć u krwawej rozprawy z bachanaljami, i znowu energja stronnictwa Katonowego stała się przyczyną jej klęski. Ta zbieżność, a także sam charakter próby pozwala nam doszukiwać się jej sprawców w tem samem orfiko-pitagorjskiem środowisku, z którego wyłoniły się były również stłumione bachanalje. Sprawa polegała na tem. Razu pewnego, znaleziono na posiadłości jakiegoś Rzymianina dwa groby; jeden z nich, jak głosił napis, miał zawierać w sobie szczątki któla Numy Pompiljusza, drugi—jego pisma. Gdy groby odkopano, pierwszy, jak się okazało, był pusty, co złożono na karb działania czasu na śmiertelne zwłoki króla; w drugim, natomiast, znaleziono dwie paczki ksiąg, w każdej po siedem, nie tylko w stanie nienaruszonym, ale, na oko, świeżym. Siedem ksiąg napisanych było po-łacinie; zawierały one w sobie wykład prawa pontyfikalnego; drugie siedem miały za treść wyłożoną po grecku „filozofję Pitagorasa", legendowego nauczyciela Numy. Wykopalisko, rzecz jasna, zainteresowało oprócz osób, bezpośrednio mających z niemi styczność, również kręgi bliskich i dalszych ich przyjaciół; księgi Numy rozpowszechniały się coraz szerzej, aż wreszcie dotarły da uszu pretora Quintusa Petiljusa, jednego z najżarliwszych stronników Katona. „Ten wyjednał sobie u gospodarza wypożyczenie ksiąg do przeczytania; zapoznawszy się z niemi, spostrzegł, że główną ich tendencją jest obalenie religji istniejącej. Wtenczas oświadczył on właścicielowi ksiąg, że księgi te zamierza skazać na spalenie, przedtem wszakże pozostawia mu prawo zażądania ich zwrotu na drodze prawnej, zobowiązując się nie wszczynać o to sprawy. Właściciel odwołał się do trybunów; trybuni skierowali go do senatu. W senacie pretor zgłosił gotowość złożenia przysięgi na to, że czytanie tudzież przechowywanie ksiąg powinno być wzbronione; senat uchwalił, że gotowość pretora wystarcza jako dowód słuszności jego słów, i że księgi co rychlej należy spalić na komicji, przyczem właścicielowi powinna być zwrócona suma, jaką ustali pretor wespół z większością trybunów. Właściciel sumy owej nie przyjął; księgi zaś były publicznie na komicji spalone". Tak opowiada Liwjusz (40, 29). Rola ksiąg „znalezionych" w dziejach religji jest dobrze znana: zawsze w podobnego rodzaju wypadkach natrafiamy na mniej lub więcej zręczne fałszerstwo, aby zreformować religję istniejącą. Stąd rzeczą jest jasną, że w wypadku opowiedzianym mamy do czynienia z niefortunną próbą reformy religijnej—a mianowicie z reformą w duchu orficko-pitagorejskich sakramentów.

Jej porażka złamała siłę apostołów hellenizmu; z drugiej wszakże strony patrjoci-nacjonaliści też nie mieli sił po temu, aby usunąć to, co było rezultatem trzywiekowej ewolucji religji rzymskiej. Kulty greckie ostały się w Rzymie, o ile zyskały grunt przed ukończeniem drugiej wojny punickiej; wraz z niemi pozostały i te obce pierwotnej religji rzymskiej żywioły, które symbiozą swoją z żywiołami odwiecznemi wyłączały możliwość jakiegokolwiek jasnego i rozumnego wyobrażenia o istocie tego, co uznawano za przedmiot wiary. Wiemy, czem były pierwiastkowe bóstwa rzymskie: były to objektywizacje Woli powszechnej, otwierające pole dla bezgranicznych różnicowań i całkowań, kuleczki rtęci, za każdem uderzeniem rozsypujące się na coraz mniejsze, ale też podatne do złączenia się w jedną całość wielką — mam na myśli powszechny aktualny panteizm. Czem zaś były bóstwa greckie? Były to dobitnie wyrzeźbione osobowości, posągi bronzowe, których niepodobna ani drobić bez okaleczenia, ani stopić z innemi bez zburzenia ich formy. Czemże więc były bóstwa rzymskie na schyłku ery republikańskiej? Były tem i były tamtem; zakrawa to na sprzeczność logiczną, na rzecz nieprawdopodobną i wręcz niemożliwą, a jednak tak było. Owo godzenie rzeczy, nie dających się pogodzić, sprawiło ten bezpośredni skutek, że Rzymianie utracili zamiłowania do wmyślania się w treść swojej wiary, to jest w istotę bóstw swoich, i uwagę swoją zogniskowali na swoim własnym do nich stosunku; ten to właśnie stosunek stał się naczelną treścią tego, co w Rzymie okresu literackiego zwało się religo. Pożytecznie będzie zawczasu punkt ten uwydatnić; stał się on z biegiem wieków znamienną cechą chrześcjanstwa rzymskiego w odróżnieniu od greckiego. Nauka Chrystusa, szerzona w obu połowach cesarstwa, była jednakowa, ale rozwój jej potoczył się drogami różnemi: u Greków przeistoczyła się ona w teologję, u Rzymian w religję.

Wszelako, nim mówić zaczniemy o charakterze ogólnym religji rzymskiej po reakcji Katonowej, zatrzymać uwagę musimy na pewnej sile nowej, która właśnie wtenczas jęła wpływ swój na nią wywierać, im dalej, tem więcej. Siłą tą była filozofja grecka.