Poganami są wszyscy, którzy potakują życiu, dla których Bóg jest wyrazem na wielkie Tak, potwierdzające wszystkie rzeczy. [Nietzsche]
Rzym i jego religia. Rozdział V
Karty podstawowe
T. Zieliński
Rozdział I | Rozdział II | Rozdział III | Rozdział IV | Rozdział V | Rozdział VI | Rozdział VII | Rozdział VIII | Rozdział IX | Rozdział X | Rozdział XI | Rozdział XII |
Taka była istota pierwotnej religji rzymskiej zarówno w jej wewnętrzem jestestwie, jak w jej zewnętrznych przejawach. Wykład dalszy poświęcony będzie historycznemu rozwojowi tego pierwotnego jądra aż do tego momentu, w którym zlało się ono z chrześcjaństwem. Wprzód jednak, nim doń przejdziemy, musimy dać odpowiedź na jedno pytanie, które, prawdopodobnie, czytelnik zadawał sobie już od pierwszej karty wykładu teoretycznego, pytanie co do wartości przedstawionej przez nas religji. Pytanie to, wprawdzie, samo przez się, nie jest dość jasne; aby je wyjaśnić, postawić musimy pytanie dalsze: na czem polega probierz wartości religji wogóle? — i najzupełniej przekonani jesteśmy, że większość czytelników odpowie na nie w ten sposób: „Na jej moralnem oddziaływaniu na człowieka". Jest to, rzeczywiście, najnaturalniejsza i, zdawałoby się, najrozumniejsza odpowiedź.
Rzecz przecież ciekawa, że najprzedniejsi teologowie obozu protestanckiego słuszności odpowiedzi tej nie podzielają. Moralność a religja — powiadają oni — są to dwa różne, odrębne zjawiska życia duchowego człowieka: kto z religji czyni narzędzie moralności, ten poniża jej godność; nieskazitelność religji możliwa jest jedynie pod warunkiem wydzielenia z niej „moralizmu". Jest to rzecz ciekawa dlatego, że ów nienależący, ich zdaniem, do religji, moralizm poczytują oni za cechę charakterystyczną religji katolickiej, to jest rzymskiej, obcej chrześcjaństwu pierwotnemu; skoro zaś powstał on z korzenia niechrześcjańskiego, to rzeczą jest więcej, niż prawdopodobną, że zarodków jego szukać powinniśmy właśnie w żywiole rdzennie rzymskim. W istocie, tam je odnajdziemy; trzeba tylko umieć szukać. Spróbujemy wyjaśnić to na przykładzie.
Cerera pielęgnuje zboże rosnące; łaski swej udziela temu, kto święcie strzeże jej przykazań, modli się do niej i składa ofiary, przepisane zgodnie z jej wolą, ongi praojcom objawioną. Zboże, nie zdążywszy wydać ziarna, zginęło; znaczy to, że w nabożeństwach ku czci Cerery popełniono błąd, który należy wyjaśnić. Myśl, że gniew Cerery wywołała np. obelga, wyrządzona klijentowi, nie mogła w głowie nawet powstać Rzymianinowi tej epoki: o tej obeldze Cerera nic nie wie i nic jej ona nie obchodzi. Jak widać, z tego rodzaju stosunków rozwinąć się moralność nie mogła; ale o to właśnie chodzi, że tego rodzaju stosunki nie były stosunkami jedynemi.
Po epoce jedności indoeuropejskiej Rzymianie odziedziczyli wyobrażenie o najstarożytniejszytn bogu nieba— Jowiszu. Wskutek charakteru aktualnego swej religji, ograniczyli oni jego działalność do zjawisk świetlnych nieba dziennego (w mroku nieba nocnego, przeciwnie, objawia się bóstwo inne Summanus, pierwotnie tożsamy z Jowiszem), zwłaszcza zaś do najgroźniejszego zpośród nich—błyskawicy; tę ostatnią zwano poprostu Jowiszem (Jupiter fulgur). W błyskawicy potężniej, niż gdziekolwiek indziej, uwydatnia się pierwiastek woli w sile poruszającej: w oczach wszystkich bóg rozgniewany uderzał w swą ofiarę, bezpośrednio i niezawodnie, przytem z wszechogarniającej wysokości; samo przez się rozumie się, że zrodzić się musiało domniemanie, że świadomie karze on swego zelżyciela, świadkiem będąc wszystkiego, co dzieje się na ziemi. Z domniemania tego rozwinął się obyczaj: tam, gdzie żadna siła ludzka nie może być rękojmią zobowiązania, — na świadka i strażnika wzywano Jowisza; w taki to sposób stał się Jowisz bogiem przysięgi, Jupiter Fidius. Zobowiązań między obywatelami dopilnowywa król, który, w razie pogwałcenia, karze gwałciciela; ale któż ma pilnować zobowiązań królów i gmin? Jeden tylko Jowisz. Kiedy, zatem, dokonało się pierwsze w historji rzymskiej zdarzenie, o jakiem wieść nas doszła,—zlanie; się plemienia Marsa z plemieniem Kwiryna — stróżem umowy i zobowiązań wzajemnych zrobiono Jowisza; jako opiekun nowej gminy, zajął on stanowisko wyższe ponad stanowiskiem bogów plemiennych jej składowych części. Pogląd ten wyraził się konkretnie w życiu sakralnem nowego Rzymu: odtąd było w nim trzech naczelnych kapłanów (flaminów), przyczem flamin Jowisza był starszy i większą otoczony czcią, niż flamin Marsa i flamin Kwiryna.
Wywyższenie Jowisza było pierwszym wynikiem ewolucji religji rzymskiej, który, jako taki, uznać możemy. Doniosłość jego jest ogromna; uwydatnia się ona, o ile sądzić nam wolno, w trzech punktach następujących.
Po pierwsze, zrobiono krok ważny naprzód na drodze ku substancjalizacji religji rzymskiej: Jowisz, jako stróż umowy, z której państwo powstało, nie mógł, w wyobrażeniach ludu, stale zamieszkiwać tam, gdzie szybują chmury i huczą gromy, tam, skąd bezbożnicy powinni byli szybkiej oczekiwać kary za swoje występki. Charakter immanentności religji rzymskiej nie został przez to utracony; nie było potrzeby wyobrażać sobie— a temci bardziej odtwarzać—Jowisza w postaci ludzkiej, lub wogóle w postaci istoty żywej. Mógł on pozostawać potęgą tajemniczą, żyjącą w nadobłoczu i objawiającą się w jego fenomenach świetlnych. Rzeczą istotną było to, że boga nie utożsamiano już z jego przejawem; kto ślubował: „Tak niechaj mnie skarze Jowisz"... podejmując prawicę ku nieskalanym lazurom, ten niezawodnie upatrywał w nich stale obecnego boga, który strzegł wykonania ślubów i karał krzywoprzysiężców.
Karał krzywoprzysiężców... To doprowadza nas ku wtóremu punktowi. Moralność nie stanowi pierwiastka religij, będących na początkowym szczeblu; włączenie jej do religji bywa wynikiem ewolucji, częstokroć nawet wynikiem wpływów cudzoziemskich. Tak też i bóstwa rzymskie pierwotnie były obojętne na moralność—wszystkie, nie wyłączając Jowisza; ukaranie bowiem zelżyciela, samo przez się, jest tylko przejawem siły w dopięciu zemsty osobistej, nie zaś tryumfu zasady moralnej. Takiem stało się ono dopiero wtenczas, gdy groźny władca piorunów uznany został za poręczyciela umowy; odtąd, wymierzając karę, mścił on się już nie za siebie, ale za sponiewieraną prawdę. Rozumie się, że dochowanie wiary umowie nie stanowi jeszcze całej treści moralności, można powiedzieć nawet, że nie należy ono zgoła do składu moralności, wchodząc w całości w zakres prawa. Pierwszy zarzut jest słuszny, ale nie dotyczy istoty sprawy; jakkolwiek bowiem moralność jedną tylko swą częścią werznęła się w religję, niemniej przeto zrobiony został doniosły początek, płodny dla przyszłych czasów..
Co do zarzutu drugiego, to należy nadać mu znaczenie bardziej rozległe: nie sama tylko moralność religijna Rzymian, ale cała ich religja i cała moralność nosi na sobie piętno prawne, umowne. Rzymowi w udziale przypadło— mocniej, niż jakiemukolwiem innemu narodowi — rozwinąć prawny element duszy ludzkiej; na tem zasadza się największa bodaj część jego doniosłości światowej. Niezbędnym ku temu warunkiem było przenikanie pojęć prawnych i zabarwienia prawnego we wszelkie przejawy jego życia indywidualnego i społecznego. W szczególniejszym stopniu religja rzymska zachowała charakter prawny na długo, bo aż po dzień dzisiejszy. Ale o tem mówić tutaj nie będziemy.
Punkt trzeci znajduje się w związku z drugim i jemu wagę swą zawdzięcza; zasadza się on na przytwierdzeniu, jeśli wolno tak się wyrazić, Jowisza do gminy rzymskiej. Oczywiście, bogowie narodowi i komunalni istnieli i wprzódziej, lecz owo ich istnienie, będąc rzeczą zupełnie naturalną, nie wyodrębniało jeszcze Rzymu z liczby pozostałych gmin i plemion Italji oraz globu ziemskiego. Że Mars szczególniej troszczył się o pomyślność poddanych Romulusa, Kwirynus zaś o dobrobyt sąsiedniej gminy sabińskiej, w tem nikt nie upatrywał swej krzywdy, dopóki Cerera wszystkich jednakowo zaopatrywała w zboże, Pales dla wszystkich jednakowo mnożył stada trzód, Jowisz nad wszystkimi jednako roztaczał swe nawalne chmury. Teraz zaszło coś innego: opiekun i stróż umowy, z której gmina rzymska powstała, stał się, rzecz naturalna, opiekunem samego Rzymu; oddając się w opiekę boga wyższego, Rzym przyswajał sobie stanowisko jego ludu wybranego. Nic podobnego nie ujrzymy w Grecji: jak u Homera wszech-władyka Zeus tem samem wejrzeniem ojcowskiem ogarnia Achajów i Trojan, ważąc zadatki zwycięstwa obu ludów na tej samej wadze bezstronnej, tak również aż do czasów najpóźniejszych zachowała Grecja wyobrażenie o bóstwie naczelnem dla wszystkich ludów sprawiedliwem, pozostawiając dzielnej dziewicy Atenie osłonę zbrojną ręką umiłowanego swego grodu Aten i modły zań do jej władnego ojca. Podobna, natomiast, ewolucja do tej, jaką widzieliśmy na brzegach Tybru, dokonała się jeszcze wcześniej na brzegach Jordanu. I tu, i tam znaczenie jej pogłębiało się przez to, za bóstwo plemienne, poczytywane za bóstwo naczelne, było jednocześnie, przedstawicielem moralności. Warto wmyśleć. się w znaczenie owych syntez. Mówiąc: „Nasz bóg plemienny jest bogiem najwyższym", — lud-wybraniec mówił: „Tryumf nasz jest pewny"; mówiąc: „Bóg nasz jest bogiem sprawiedliwym", mówił on: „Tryumf nasz będzie tryumfem prawdy". W dwu tych wierzeniach spoczywa, rękojmia nieśmiertelności. I w rzeczy samej: ideę wieczności wcieliły dwa obrazy w dziejach ludzkości; na zachodzie—Rzym Wieczny; na wschodzie—Żyd Wieczny.
Tak, wmyśleć się w to wszystko warto, w podobieństwa, a jeszcze bardziej — w różnice. Judea bóstwo swoje plemienne ogłosiła jako bóstwo najwyższe. Rzym, przeciwnie, losy swoje powierzył najwyższemu z bogów italskich. Stąd, tam—zakaz składania przez lud wybrany hołdów jakiemukolwiek bogu innemu: bóg Izraela jest bogiem zazdrosnym. Tutaj nic podobnego: bramy Rzymu gościnnie stoją otworem dla opiekuńczych bóstw gmin, których obywatele znaleźli sobie w jego ścianach przytułek. Czyliż byłby tam do pomyślenia obyczaj, podobny „ewokacji" rzymskiej:
„Bogiem-li jesteś, czy boginią, w czyjejkolwiek znajduje się władzy naród i gród kartagiński, was proszę, was błagam i zaklinam, abyście opuścili naród i gród kartagiński, porzucili ich uroczyska, częstokoły, świątynie i mury, rozstali się z niemi i na gród ten rzucili popłoch, zgrozę, niepamięć i, wolni, przyszli do Rzymu, ku mnie i ku moim; ażebyście nasze uroczyska, częstokoły, świątynie i mury uznali za miłe dla siebie i upodobali w nich sobie; ażebyście wzięli w opiekę mnie, naród rzymski i wojów moich tak, iżbyśmy widzieli to i czuli; jeśli to uczynicie, ślubuję wznieść wam świątynię i urządzić ku czci waszej igrzyska".
Izrael walczył przedewszystkiem z bogami swoich nieprzyjaciół; biada jakiemuś tam Dagonowi, jeśli ołtarzem jego owładną zastępy Jehowy! Rzym ze czcią traktował bogów gmin pokonanych, to jest, innemi słowy, najtkliwsze, najświętsze uczucia samych zwyciężonych. Stąd dalsza rozbieżność. Następstwem zwycięstw Rzymu były przymierza z gminami podbitemi oraz przyjmowanie ich do składu państwa rzymskiego; następstwem zwycięstw Izraela byłoby wytępienie lub ujarzmienie zwyciężonych, gdyby zwycięstwa te doszły do skutku. Ale na szczęście dla ludzkości, zadatki nieśmiertelności, przez genjusz jej ofiarowane obu nieśmiertelnym narodom, były różne: Rzymowi — bezkres władzy; Izraelowi — niepożytość cierpienia.